Aladyn, czyli piaski czasu
Każdy zapewne kojarzy latający dywan, złotą lampę i niebieskiego dżina w niej zaklętego. Każdy zapewne, za młodu, oglądał „Aladyna” – swobodną, filmową adaptację historii z „Księgi tysiąca i jednej nocy”. Każdy pewnie również śpiewał słynne już „Whole New World” razem z bohaterami. Ahh, to były czasy, można by powiedzieć. Właśnie nadarzyła się jednak okazja, aby przeżyć te chwilę jeszcze raz, tym razem jednak w nieco „odkurzonej” wersji. W Hollywood panuje obecnie swego rodzaju moda na remake’i starych hitów. Taki los spotkał również „Aladyna”. Postanowiono jednak „zagrać all in” w tej sytuacji i stworzyć zupełnie odświeżoną, aktorską wersję tego filmu. Pomysł co najmniej odważny. Następnie ogłoszono, iż za kamerą stanie Guy Ritchie – reżyser kojarzony prędzej z komediami gangsterskimi czy amerykańską wersją „Sherlocka Holmesa” niż z pradawnymi baśniami. Żeby jeszcze dolać oliwy do ognia ogłoszono, iż główną gwiazdą całego widowiska będzie nie kto inny jak Will Smith, który zagra dżina. Opinie na temat tych decyzji były co najmniej kontrowersyjne, jak zatem wybrnął z tego Disney?
Co na wstępie trzeba oddać producentom, nie szczędzili oni w efekty specjalne czy w..cokolwiek. Film ma rozmach, destynacje są co najmniej urokliwe. Kolejna rzecz to zgodność z oryginałem. Sceny, dialogi, bohaterowie, większość szczegółów została staranie dopatrzona. Nie zabrakło znanych utworów muzycznych. Aktorzy, raczej niespecjalnie znani szerszej publiczności, również grali swoje, można było wyczuć, iż naprawdę wczuwają się w role Aladyna, księżniczki Dżasminy czy przebiegłego Dżafara. Co zatem z naszym nowym dżinem, czyli Willem Smithem? W trakcie oglądania filmu, zastanawiałem się, ile zer znajdowało się w kontrakcie Smitha, że zgodził się na tę produkcję. Po pewnej chwili doszedłem jednak do wniosku, że wcale nie musi tak być. Odłożyłem więc na bok materialistyczne myślenie i doszedłem do wniosku, iż jest to aktor, który już raczej niczego nie musi udowadniać. Dlaczego nie ma się więc dobrze bawić w disneyowskiej produkcji i robić tego dla „funu”? Wszyscy, którzy myślą bardziej materialistycznie, myślę, że mogą pochylić się nad tą teorią.
Reasumując, „Aladyn” zdecydowanie nie otrzyma 10 Oscarów, czy też Złotych Globów. Nie jest to film wybitny. Jest to naprawdę przyzwoity film familijny, nowa wersja starego hitu, na którą rodzice, który pamiętają wciąż dobrze oryginalny film, mogą zabrać swoje dzieci, aby i one odleciały na magicznym dywanie i pozwoliły zatracić się w bajkowej historii miłosnej.